Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

logo narodowego programu rozwoju humanistyki

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Wokół wydania zbiorowego prozy Stanisława Przybyszewskiego w Lektorze

Logo wydawnictwa lektor

Powstająca edycja krytyczna utworów literackich Stanisława Przybyszewskiego w części prozatorskiej bazuje zasadniczo na wydaniach Instytutu Wydawniczego Lektor, które powstawały z różnym stopniem udziału autora. Były one ponadto ostatnimi skontrolowanymi drukami za życia pisarza, co przydaje im popartej tradycją wartości editio ultima. Z tego względu warto zdecydować się na przybliżenie historii tej inicjatywy edytorskiej.

Kiedy w styczniu 1917 r. Stanisław Rogala-Lewicki (1879–1928) – lwowski intelektualista, doktor nauk ekonomicznych, historyk polskiego handlu, założyciel i dyrektor Szkoły Handlowej we Lwowie, po wybuchu I wojny światowej zaś kierownik i właściciel dużej lokalnej wypożyczalni książek o nazwie Lektor – skontaktował się z przebywającym w Monachium Stanisławem Przybyszewskim, zapewne nie spodziewał się, że przywódca Młodej Polski zaproponuje mu wydanie kanonu swych dzieł.

Potrzeby początkującego nakładcy, który w tym samym roku dopiero przejął lwowską Księgarnię Nauczycielską z asortymentem podręczników, atlasów i pomocy dydaktycznych, były skromniejsze. Lewickiemu zależało na otwarciu wydawnictwa literackiego, które na starcie przyciągnęłoby uwagę przekładami nieznanych dzieł z literatur obcych, głównie języka niemieckiego, a wybór takich utworów powierzył właśnie autorowi Requiem aeternam. W następstwie Przybyszewski opracował projekt „biblioteki Lektora” (do którego włączył swą nową powieść Krzyk), przekonał wydawcę do tłumaczenia – wraz z Jadwigą Przybyszewską – utworów grozy Hannsa Heinza Ewersa, zaoferował merytoryczne wsparcie i poparcie w sprawach wydawniczych, by następnie w liście do Lewickiego z 21 maja 1917 r. poinformować: „Gorąco bym pragnął ujrzeć owoc całej mej pracy w zbiorowym wydaniu polskim, […] aby je móc sam w pełni siły twórczej, intensywniej teraz aniżeli kiedykolwiek zredagować, opatrzyć je własnym duchowym autoportretem i nie być po śmierci zdanym na łaskę i niełaskę hien literackich.” (cytaty z korespondencji pisarza w opracowaniu Stanisława Helsztyńskiego – S. Przybyszewski, Listy, t. I–III, 1937–1954).

W chwili składania propozycji opera omnia Przybyszewski miał konkretną i pragmatyczną wizję takiego przedsięwzięcia. Planował edycję na 5–6 lat, od 1918 do 1923 r., przewidywał w niej około 10 tomów, ich układ, oparty na kluczu genologicznym, miałby grupować poematy prozą, powieści, dramaty i pisma krytyczne, i konkludował: „przynależne mi honorarium mogłoby być wypłacone w stałych miesięcznych ratach za mego i mej żony życia” (List do S. Lewickiego z 21 maja 1917 r.). Pomysł musiał zostać wstępnie przyjęty przez Lewickiego, skoro rok później, zamierzając przenieść się do Pragi, pisał Przybyszewski do dawnego redaktora „Moderni revue”: „Muszę też Panu zakomunikować wesołą nowinę, że z powodu moich skończonych pięćdziesięciu lat życia mój galicyjski wydawca przedsiębierze zbiorowe wydanie moich dzieł i że zależy na tym, abym przebywał w bezpośredniej bliskości, żeby zapobiec zbytniej zwłoce w korektach i w ogóle technicznej stronie wydawnictwa.” (List do Arnošta Procházki z 12 maja 1918 r.). Przybyszewski musiał również pośredniczyć w kontaktach z Bernardem Połonieckim i Józefem Wolffem, wydawcami posiadającymi prawa wieczystej własności do jego niektórych wcześniejszych dzieł, skoro w listopadzie informował „swego galicyjskiego wydawcę” o korzystnych warunkach negocjacyjnych i mocno podkreślał: „Ja pragnąłbym bardzo, byś Pan wszystkie moje utwory zebrał i wydał.” (List do S. Lewickiego z 11 października 1918 r.).

Lewicki nie był zainteresowany szybką realizacją wydania zbiorowego, skoro powrót do tematu nastąpił po bez mała dwóch latach. Przybyszewski złożył mu wówczas naglącą propozycję wydania inicjalnego tomu (z 5 poematami prozą) jako „pierwszy i najważniejszy krok do planowanego zbiorowego wydania”, propozycję będącą formą presji, skoro w dalszej części listu groził zakończeniem dialogu na ten temat: „To tylko pewnym, że drugi raz już jej nie powtórzę i również pewnym, że jakieśkolwiek inne pośrednicze pertraktacje z góry odrzucam jako całkiem zbyteczne.” (List do S. Lewickiego z 26 maja 1920). Mimo zapowiedzi zerwania wątku powrócił jednak do nieczynnego tematu rok później, tym razem oferując natychmiastowe „nabycie na wiekuistą własność wszystkich moich dotychczasowych dzieł – pominąwszy dramaty, o które Panu nie chodzi” (List do S. Lewickiego z sierpnia 1921 r.).

Lewicki nie był zainteresowany ekspresowym przejściem do wydania dzieł wszystkich Przybyszewskiego, ponieważ miał, jak można przypuszczać, własną wizję edycji jego utworów. W ciągu ponad 4 lat, które minęły od nawiązania kontaktów z młodopolskim monachijczykiem, skupiał uwagę na wydawaniu utworów translatorskich Przybyszewskiego (przekłady nowel i opowiadań H.H. Ewersa, niekiedy, jak w przypadku Pająka, w formie osobnej publikacji; dwukrotne wznowienie Listów miłosnych Marii d’Alcoforado) oraz na stopniowym publikowaniu jego oryginalnych utworów narracyjnych, powieści i opowiadań, czym stymulował obietnicę edycji zbiorowej. W 1917 r. ukazała się nowa powieść Krzyk, której wydanie drugie i poprawione w Lektorze przypadło na rok 1922. W 1920 r. wyszło wznowienie cyklu opowiadań wojennych Powrót, po raz pierwszy wydanych nakładem Centralnego Biura Wydawnictw Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie w 1916 r. Z kolei w 1922 r. ukazało się nowe i ostateczne wydanie opowiadania De profundis, tym razem poprzedzone obszernym wstępem odautorskim.

Powracający w tym czasie temat opera omnia ulegał stopniowym modyfikacjom. Przybyszewski w dalszym dialogu z Lewickim ograniczył się do reedycji De profundis, ustąpił – jak widać w przytoczonych fragmentach listów – z pomysłu zebrania swych utworów scenicznych i pism krytycznych, by w konsekwencji zgodzić się na zbiorowe wznowienie w 1923 r. trzech trylogii powieściowych: Homo sapiens, Synów ziemi i Mocnego człowieka. Ta edycja monumentalnych powieści (w sumie 9 tomów!) wraz z poprzedzającymi ją wydaniami prozy i mającymi nastąpić później publikacjami stała się swoistym jądrem zbiorowego wydania dzieł epickich Stanisława Przybyszewskiego pod szyldem Lektora.

            Zmiana formuły edytorskiej – z dzieł wszystkich na dzieła prozatorskie – nie od początku spotkała się z aprobatą pisarza. Gdy w październiku 1922 r. otrzymał on roboczy egzemplarz Na rozstaju, pierwszego tomu trylogii Homo sapiens, zauważał niespokojny: „Raz jeszcze wracam do nagłówka wydania I-go tomu Homo sapiens głoszącym, że jest to wydanie zbiorowe. Z początku nie zwracałem na to uwagi, ale im więcej się zastanawiam, tym więcej jestem zdumiony, że zamiast nagłówka: wydanie drugie, nowe, a jako takie były te powieści sprzedane, pojawił się nagłówek zbiorowego wydania, o którym przecież nie było mowy, bo poprzednie układy się rozbiły, a na razie znalazła się platforma co do drugiego wydania. […] Przede wszystkim żądam stanowczo, by nagłówek ten w następnych publikacjach bezwarunkowo usunięty został i zastąpiony jedynym, faktycznej rzeczywistości odpowiadającym: drugie wydanie albo nowe wydanie.” (List do S. Lewickiego z 6 października 1922 r.). Końcowe żądanie zostało jednak później złagodzone i przyjęło postać warunkowej akceptacji. Przybyszewski finalnie zgodził się na „wydanie zbiorowe moich powieści” w zamian za zaliczkę na poczet powstającej powieści Il regno doloroso i utopijny pomysł otrzymania mieszkania w Warszawie w lokalu wydawcy i objęcia funkcji kierownika planowanej serii okultystycznej Lektora (ten drugi warunek nie został spełniony, bo do zamierzonego rozszerzenia oferty wydawniczej nie doszło). „Pójdę Panu we wszystkim na rękę, jeżeli Pan mi byt zabezpieczy” – pisał do Lewickiego, decydując się na kompromisową formułę wydania (List do S. Lewickiego z 31 października 1922 r.).

            Wyrazem tej dwuznaczności edytorskiej stała się podwójna denominacja wydania dzieł na stronach wstępnych książek. Gdy na stronie tytułowej znajduje się określenie: „Wydanie zbiorowe Dzieł Stanisława Przybyszewskiego”, to na wkładce z programem edycji widnieje nazwa: „Dzieła Stanisława Przybyszewskiego wydane przez Instytut Wydawniczy Lektor”. Wydanie zbiorowe Dzieł to jednak nie to samo, co dzieła wydane przez tego samego wydawcę. Zamiast dzieł zebranych otrzymujemy w efekcie zebranie dzieł, i to konsekwentnie epickich. Z opera omnia pozostają opera selecta.

Po 1923 r. do zbiorowego wydania prozy Przybyszewskiego Lektor dodał jeszcze wznowienia – i zarazem pierwsze wydania Lektorskie – Dzieci szatana (1927) i Dzieci nędzy (1929), a także wznowienie – i zarazem drugie wydanie Lektorskie – De profundis (1929). Zapowiedź wznowienia eseju z nurtu psychologii twórczości Szopen a Naród, figurująca w głównym programie edycji zbiorowej dzieł prozatorskich, nigdy nie zostanie zrealizowana.

Dzięki przeglądowi powyższych napięć, dwustronnych nacisków, gróźb i podstępów obu aktorów procesu wydawniczego – pisarza i producenta książki – można zaobserwować, jak doszło do ukształtowania się kanonu twórczości Stanisława Przybyszewskiego, skupiającego jego oryginalną twórczość narracyjną. Przekazy, które wyszły w tym specyficznym wydaniu zbiorowym, zawierają teksty autentyczne i autoryzowane dzieł, i powstały przy udziale lub za wiedzą i zgodą negocjującego pisarza. Kontrola pisarska prac wydawniczych nie zawsze przekładała się jednak na jakość tych wydań. Druki Lektora cechuje niestaranność redakcyjna, niekiedy rojno w nich od błędów zecerskich i korektorskich, niemniej usterki wydawcy nie naruszały intencji twórczej autora.   

Nieobecność serii literackich zamierzonych przez pisarza: poematów prozą (do których zaliczał także De profundis) i utworów dramatycznych skłania z kolei edytora naukowego do poszerzenia Lektorskiego „wydania zbiorowego” o pozostałe dziedziny twórczości pisarza. Dzięki temu dzieła Przybyszewskiego wydane we lwowskiej i warszawskiej filii Instytutu Wydawniczego Lektor mogą stać się w końcu jego Dziełami zebranymi.

 

Dr Dariusz Dziurzyński

Zobacz galerię zdjęć